Narodowy Park Paklenica - Chorwacja

Josipa Debeljaka 4a / 200m / 6 wyciągów
Witam,
Tradycyjnie już, w listopadzie wybrałem się z małżonką i Krzyśkiem z HFormat do Paklenicy. Niestety w tym roku pogoda nie była tak łagodna jak poprzednimi laty, dlatego częste i obfite opady deszczu widoczne w prognozie stały się główną determinantą wyboru naszych celów wspinaczkowych w rejonie wąwozu.
Josipa Debeljaka to klasyczna, prosta granióweczka leżąca w masywie Kukowi, czyli pierwszym spiętrzeniu skalnym po prawej stronie wąwozu. Wycieczka wspinaczkowa prowadzi jednym z żeberek opadających z wierzchołka legitymującego się nazwą – Kuk Tisa. Umiejscowienie masywu u wylotu kanionu w jego najszerszym miejscu, blisko morza znacząco zwiększa szanse na szybkie wysychanie skały po opadach. Drogi w tej okolicy zaczynają się znacznie powyżej strumienia, co daje gwarancje, że podejście pod start będzie bezproblemowe. Wezbrany strumień po większych deszczach w górach znacząco utrudnia, lub wręcz uniemożliwia wspinanie na liniach rozpoczynających się bliżej dna wąwozu.
Dojście do drogi jest krótkie i proste, najlepiej, od razu po zakupieniu biletów, kierować się w głąb wąwozu prawym brzegiem strumienia, używając do tego przeuroczej ścieżki. Na wysokości Kuk Tisa, odbijamy po piarzysku w prawo do góry, na wysokości oczu powinniśmy mieć pierwsze żeberko, którym biegnie linia Ranozoreci, które mijamy podchodząc kilkadziesiąt metrów piargiem w stronę wylotu wąwozu, aż osiągniemy kolejne żeberko.

Start Josipa niestety nie jest oznaczony tabliczką, ale łatwo poznać to miejsce, bo grunt tam jest dość wydeptany, po prawej stronie rośnie drzewo, a powyżej na skale dobrze widać linie spitów.

Josipa Debeljaka 4a / 200m / 6 wyciągów
W Internecie można znaleźć stwierdzenie, że Josipa Debeljaka to “najbardziej urodziwa czwórka w Paklenicy”, zachęceni tym sloganem wstawiamy się w nią w trójkowym składzie, w pierwszym realnym oknie pogodowym. Zabieramy ze sobą dwie żyły o długości 60m, ok 10 ekspresów górskich, kilka pętli, mały set chodliwych kości i kilka mniejszych mechaników, ale droga jest tak dobrze ubezpieczona, że szpej do własnej asekuracji na dobrą sprawę można zostawić w domu. Praktycznie wszystkie stanowiska, które wykorzystywaliśmy zbudowałem w oparciu o 2 spity. Ogólnie na drodze często można spotkać sytuację w której jakiś stały punkt asekuracyjny jest zdublowany. Z tego, co udało się ustalić, jest to rezultat akcji re-boltowania całej drogi, po jakimś historycznym akcie wandalizmu, w wyniku którego część punktów została zniszczona.
Droga jest raczej lita, a jej charakter jest typowy dla graniówek w Paklenicy, wspinamy ściankę następnie teren się kładzie, aż do kolejnego spiętrzenia. Seria takich kaskad rozdziela kolejne wyciągi, za wyjątkiem jednego większego wypłaszczenia (teren za pewnie 0+), na którym skończyła mi się lina i założyłem stanowisko z pętli na głazie. Jako że przebieg drogi jest raczej prosty i oczywisty (od spita do spita), nie będę opisywał poszczególnych wyciągów. Ponieważ, łatwo udawało nam się unikać przesztywnienia liny, zaowocowało to łączeniem kilku wyciągów. Sumarycznie, idąc na pełną długość liny wyszły nam chyba cztery wyciągi z przewodnikowych sześciu.
Wraz z nabieraniem wysokości nasze oczy są bombardowane coraz większą ilością olśniewających widoków. Bliskość morza i spora szerokość wąwozu w tym miejscu, powoduje, że wyraźnie czuć prawdziwą, górską przestrzeń, co nie jest takie oczywiste na drogach usytuowanych w głębi kanionu, gdzie otoczenie bywa bardziej klaustrofobiczne. Walory te powodują, że przestaje wątpić we wspomniane wyżej sformułowania określające urodę tej drogi.

Przed jedną ze ścianek teren zaczyna być wyraźnie trudniejszy, w tym miejscu, w okolicy stanowiska, na wysokości kolan, można dostrzec ledwie widoczną wydrapaną w skale strzałkę kierującą w prawo. Wystarczy obejść z prawej strony kilka metrów tą ściankę by zobaczyć kolejne spity, można podobno, także nie używać obejścia i wybrać trochę trudniejszy wariant na wprost granią, jeśli tylko akurat mamy przy sobie trochę szpeju do założenia własnej asekuracji.
Zabawa kończy się na szczycie Kuk Tisa, skąd rozciągają się wspaniałe widoki praktycznie na każdą stronę świata. Nam akurat wypada osiągnąć ten punkt w momencie, kiedy promienie jesiennego słońca przepięknie prześwitywały przez ciężkie, burzowe chmury, co wprawiło nas w szczery i bezwarunkowy zachwyt. Spektakl walki światła i cienia spowodował, że każdy z nas na chwile, zapominając o wszystkim innym, przeistoczył się w zawodowego fotografa 😉

Josipa Debeljaka 4a / 200m / 6 wyciągów
Ze szczytu najlepiej zejść do punktu widokowego, który jest widoczny, w oddali na granicy skał i lasu, w postaci wybudowanego kamiennego kręgu, w kierunku południowo-zachodnim. Najlepiej udać się tam trzymając się blisko krawędzi zbocza wąwozu. Co jakiś czas można spotkać kopczyki, lub coś na kształt delikatnie rysującej się ścieżki. Wędrówka na punkt ze szczytu zajmuje około 30 minut, skąd już wygodną ścieżką poprowadzoną zakosami schodzimy z powrotem do dna wąwozu.
Reasumując, Josipa Debeljaka to niewymagająca wspinaczkowo wycieczka z krótkim, nawet jak na paklenickie warunki podejściem. Ambitniejsi wspinacze mogą wybrać wariant “na wprost”, trzymający się ostrza grani. Linia odpłaca się przestrzennymi, wręcz górskimi widokami, a także dość litym charakterem, z czym w tym rejonie potrafi być bardzo różnie. Niemal sportowa asekuracja sprawia, że nie potrzebujemy dźwigać dużej ilości szpeju, a jej usytuowanie w dobrze wietrzonej części wąwozu powoduje, że jest to idealny cel na realizację szybkiej, alpinistycznej potrzeby w wąskim oknie pogodowym. Serdecznie polecam…
Maciek
tekst: Maciek Dziki
zdjęcia: Maciek Dziki